Forum www.exb.fora.pl Strona Główna www.exb.fora.pl
EX Bełchatów
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Stelvio, Como, Garda - 2013 MaxSym 400i
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.exb.fora.pl Strona Główna -> USTAWKI, zloty, imprezy motocyklowe oraz inne wypady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thomas




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bełchatów

PostWysłany: Nie 22:38, 22 Gru 2013    Temat postu: Stelvio, Como, Garda - 2013 MaxSym 400i

Siadając przed komputerem w celu opisania nowej wyprawy, zawsze mam ten sam problem.
Od czego zacząć opowieść ?
Rozumiem, że oczywista odpowiedź to: najlepiej od początku - sieroto !
Pozornie prosta sprawa, ale nie w tym przypadku.
Jest kilka wątków, które zaistniały po raz pierwszy i miały zasadniczy wpływ na kształt tej imprezy.
Postaram się je wymienić.

Hulajnoga
Jak można wywnioskować z tytułu tego postu, przesiadłem się na nowy sprzęt. Pozostałem wierny maxiskuterom i marce SYM. Joymaxa 250i zmieniłem na MaxSyma 400i.
Jako, że była to pierwsza, tak duża wyprawa na tym wynalazku, pozwoliłem sobie wymienić go z nazwy w nagłówku, choć oczywiście nie był to jedyny pojazd biorący udział w wyjeździe.

Forma wypoczynku
Większość moich dotychczasowych wyjazdów łączyły dwa elementy. Były to samotne i jednodniowe eskapady. Wynikało to z kilku przyczyn, które opisywałem już na forum. Jednak nadeszła pora na poważne zmiany. Jazda solo przekształciła się w podróżowanie w grupie. Trochę to dziwne ale okazało się, że są na tym świecie osoby, potrafiące znieść moje towarzystwo w dłuższym okresie czasu.
Dzięki temu krótkie wypady mogłem zamienić na wakacyjne wojaże. Chwała im za to.

Uczestnicy
Tu też nastąpił przełom.
Wspomniana wcześniej samotność miała jeszcze jeden powód. Już tłumaczę o co chodzi.
Na podstawie zamieszczonych na tym forum moich zdjęć, wielu z Was mogło sądzić, że gość o urodzie dzwonnika z Notre Dame skazany jest na życiową samotność.
Otóż nie! Od 17 lat, dzielę los z Moją-I-Tak-Wiem-Lepiej-Małżonką-Anetą. Problem polega na tym, że Moja-I-Tak-Wiem-Lepiej-Aneta nie uznaje jednośladów jako środków lokomocji i żadne argumenty nie są w stanie tego zmienić.
A wierzcie mi, próbowałem na wiele sposobów. Dlatego dotychczasowe wyjazdy urlopowe odbywały się na czterech kołach. W tym roku udało się osiągnąć kompromis.
Jedziemy razem z tym, że ja na dwóch kołach a Aneta na czterech. Będzie to Jej pierwszy występ w pełnym wymiarze na tym forum, choć muszę przyznać, że debiut miał miejsce dużo wcześniej ( jedno zdjęcie w opisie wycieczki do Hiszpanii ).
Najwyższy czas przedstawić uczestników tej motocyklowo-samochodowej wyprawy:

Zacznę od debiutantów.

Monika i Robert na Suzuki GSF 1250 Bandit



Basia i Janusz na BMW K 1200 LT



Aneta i Punto



Ja i MaxSym


Jeszcze jedna uwaga odnośnie fotek.
Okazuje się, że pomimo setek zdjęć cykniętych podczas wyjazdu mam tylko takie j/w, na których są tytułowe postacie ze swoimi maszynami.
Zestaw nie jest najlepszy, ale innego nie mam.


cdn.


Ostatnio zmieniony przez thomas dnia Czw 22:08, 04 Lut 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thomas




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bełchatów

PostWysłany: Pon 2:42, 23 Gru 2013    Temat postu:

Kilka słów na temat głównego celu tegorocznej wyprawy.

ALPY

Alpy są niesamowite!
Brakuje mi słów, by opisać wszystkie emocje, które przeżywam jeżdżąc po górach. Niesamowite widoki w połączeniu z doskonałym asfaltem i niekończącymi się zakrętami, tworzą hipnotyczną mieszankę, od której człowiek natychmiast się uzależnia.
Ja w ten nałóg wpadłem już bardzo dawno temu. I mam nadzieję, że nigdy się z niego nie wyleczę.
U mnie na początku były Tatry. Góry piękne, jednak tak naprawdę niezbyt rozległe. W sam raz na piesze wędrówki lub rowerowe wycieczki. Jednak na motocykl za małe (pętla wokół Tatr liczy około 200 km).
W Alpach można pokonywać dziennie setki kilometrów przez co najmniej dwa tygodnie a i tak nie objedzie się wszystkiego.
Gdybym miał sam decydować, to cały urlop spędziłbym na włóczędze po górskich przełęczach.
Po wzajemnych konsultacjach i gimnastyce z dopasowaniem urlopów, wyprawę podzieliliśmy na dwa etapy.
Pierwszy tydzień: ruszamy przez Niemcy do Austrii i tam zatrzymujemy się na krótki nocleg. Dalej jedziemy przez przełęcz Stelvio nad jezioro Como (Włochy). Nad jeziorkiem zakładamy bazę, z której zwiedzamy okolicę.
Drugi tydzień: w tym miejscu rozdzielamy się. Basia z Jankem i Monika z Robertem wracają do kraju przez Szwajcarię i Austrię ( odwiedzając znajomych ) a ja z Anetą przenosimy się nad j. Garda, gdzie byczymy się jeszcze jeden tydzień i sami wracamy do kraju.
Tak to wyglądało w telegraficznym skrócie.
Dokładny opis wyprawy w kolejnych odcinkach.

Na koniec tej części kilka fotek pokazujących niesamowite piękno gór.











cdn.


Ostatnio zmieniony przez thomas dnia Pon 11:23, 23 Gru 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thomas




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bełchatów

PostWysłany: Pon 22:09, 23 Gru 2013    Temat postu:

Wystarczy tego chaotycznego i niespójnego wstępu.
Czas na chaotyczne i niespójne opisanie wycieczki.

Przed ruszeniem w drogę trzeba się oczywiście spakować. Jadąc solo na motocyklu, można sobie poradzić z bagażem na wakacyjny wyjazd. Jednak przy podwójnej obsadzie, pojawia się lekki problem z umieszczeniem ekwipunku na motocyklu. Ten kłopot przestaje istnieć, gdy motocyklowej wyprawie towarzyszy samochód. Można nawet lekko przesadzić z zabranymi gratami. Ja na przykład zapakowałem pełny zestaw narzędzi : grzechotki, nasadki, klucze płaskie i oczkowe, młotek, kombinerki, opaski, trytytki a nawet mały kompresor. Oczywiście wszystkie te graty okazały się niepotrzebne.
Aneta ( moja małżonka ) jako dyplomowana pielęgniarka zapakowała całą torbę przeróżnych medykamentów. Miałem wrażenie, że tym cały sprzętem można by razie potrzeby przeprowadzić w dzikim terenie, operację na otwartym sercu. Całe szczęście to wyposażenie również okazało się zbędne.
To tylko kilka przykładów lekkiego szaleństwa podczas pakowania.
No, tak. Miałem rozpocząć opisywanie pierwszego dnia wycieczki a tu jak zwykle "zniosło mnie" z głównego tematu. Wracam na właściwe "tory".

Roku Pańskiego 2013 dzielna grupa wędrowców ruszyła z odwagą w sercu i pieśnią na ustach, poprzez dzikie i niezmierzone...

Nieee, no kur#a, to nie ta bajka.


cdn.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thomas




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bełchatów

PostWysłany: Pon 14:11, 06 Sty 2014    Temat postu:

Na miejsce zbiórki wybraliśmy parking przy McDonald's w Bełchatowie.
O godz. 4:00 rano stały tam już Suzuki i BMW z załogami, brakowało tylko pewnego skutera i towarzyszącego mu samochodu.
Czyli wszystko w normie. Tradycyjnie na miejsce spotkania przybywam jako jeden z ostatnich. Embarassed
Spóźnienie było minimalne, dosłownie 5 min. Dzięki temu uniknąłem linczu, jaki mi groził ze strony "Sami Wiecie Kogo" (pozdrowienia dla Małżonki).
Ten moment, gdy jest się już na starcie do takiej wyprawy jest dość wyjątkowy.
Jednocześnie czuje się ulgę, że to już koniec etapu przygotowań i planowania, jednak zawsze towarzyszy temu lekki stres, czy przypadkiem czegoś ważnego człowiek nie zapomniał (portfela, przeglądu technicznego, itp.)
Całe szczęście nad tym wszystkim bierze górę radocha i poczucie niesamowitej wolności w momencie, gdy rusza się w drogę.

Ta przygoda rozpoczęła się w niedzielę 30 czerwca 2013r o godz. 04:10


[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Plan podróży na pierwszy dzień to: Wrocław, Jędrzychowice, Drezno, Hof, Monachium, wjazd do Austrii i nocleg za Innsbruckiem.

W początkowym etapie wycieczki Monika jechała razem z Anetą w Punciaku. Dziewczyny w samochodzie prowadziły cały nasz konwój przez kolejne, dość nudne, autostradowe kilometry.
Tradycyjnie już podczas takiego przelotu jedynym urozmaiceniem są postoje na tankowanie maszyn i krótkie pogaduchy przy stole. Najważniejsze, że podróż przebiegała sprawnie bez niespodzianek ( no, może z wyjątkiem delikatnego deszczyku przed granicą polsko-niemiecką )



[img]https://goo.gl/photos/NeuLayK8pUMEu5729[/img]

[img]https://goo.gl/photos/L235fZyV1KQrfZse7[/img]

[img]https://goo.gl/photos/xNw8jn88t28DBM5h9[/img]


I tak dotarliśmy w okolice Innsbrucka. Czyli mamy już wokół siebie wysokie Alpy i widoki robią się coraz ciekawsze.
Na razie, trasa prowadzi dolinami ale mimo wszystko jest już tak, jak być powinno - głowa kręci się sama na lewo i prawo. Czas najwyższy poszukać noclegu.
Pierwszy namiar na camping z bungalowami miałem w mały miasteczku Stams ( około 40 km. na zachód od Innsbrucka ). Strzał okazał się celny. Co prawda na miejscu okazało się, że w tym momencie nie ma trzech wolnych domków. Jednak obsługa ośrodka nie zostawiła nas na lodzie i sama znalazła dla nas miejsca w pobliskim pensjonacie.
Po dotarciu na nowe miejsce, czekały na nas trzy dwuosobowe pokoje w cenie 28€ z śniadaniem od pary. Najwyższy czas na odpoczynek i wieczorne pogaduchy przy cytrynówce.

Tego dnia na koła nawinęliśmy 1076 km. Przejazd z Bełchatowa do Stams trwał 15 godz. 40 min.




To nasz pensjonat.



A taki widok z tarasu mieli Monika i Robert (my mieliśmy odrobinę słabszy).




cdn.



Ostatnio zmieniony przez thomas dnia Czw 21:01, 26 Lis 2015, w całości zmieniany 13 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thomas




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bełchatów

PostWysłany: Śro 17:46, 08 Sty 2014    Temat postu:

Drobne sprostowanie dotyczące czasu przejazdu i pokonanego dystansu w pierwszym dniu.
Wszystko wynika z opóźnienia z jakim opisuje wycieczkę.
Odnośnie przejechanych kilometrów. Pierwotnie napisałem 1117 km w poście powyżej i zmieniłem na 1076 km.
Ta różnica wynika z bałaganu w notatkach w których raz spisywałem licznik sumaryczny a innym razem licznik dzienny, którego nie wyzerowałem przy starcie.
Generalnie można przyjąć, że pokonany dystans w pierwszym dniu wynosił około 1100 km.
Dokonałem również zmiany wpisu dotyczącego czasu przejazdu. W pierwszej wersji było prawie 11 godz. Ta wartość dotyczy samej jazdy - bez przerw.
Według mnie, właściwym "parametrem" jest czas od rozpoczęcia wyjazdu do momentu dotarcia na miejsce docelowe. W tym przypadku było to 15 godz. 40 min.
Postaram się zwracać większą uwagę na takie drobiazgi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thomas




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bełchatów

PostWysłany: Śro 20:05, 08 Sty 2014    Temat postu:

Drugi dzień wycieczki ( 01.07.2013 poniedziałek )

Ustaliliśmy pobudkę na godzinę siódmą rano. Z tego co pamiętam, wszystkim udało się wstać o zaplanowanej porze.
Humory dopisują, pogoda wyśmienita w dodatku czeka na nas pyszne śniadanko. Takie powinny być wakacje!
Ale to nie wszystko. Na dzisiejszy dzień zaplanowany jest przejazd przez ( zdaniem wielu osób w tym Pana Clarksona z Top Gear ) jedną z najpiękniejszych dróg w Europie.
Przełęcz Stelvio.
Jednak w każdej beczce miodu musi być łyżka dziegciu. Dla mnie jest nią poranne pakowanie gratów do walizek i kufrów.
Nie cierpię tego. To jest trochę tak, jak z fabrycznie zapakowanym aparatem fotograficznym lub konsolą.
Oryginalnie wszystko jest na swoim miejscu i idealnie pasuje. Wystarczy tylko raz wyciągnąć zawartość z pudła a ponowne upchnięcie tego z powrotem graniczy z cudem.
Zazwyczaj zostanie jakiś kabelek lub papierek a już na pewno nie uda się całkowicie zamknąć takiego pudełka.
Podobnie jest z pakowaniem bagażu po noclegu. A to gdzieś zapodziała się jedna skarpetka a to w gniazdku została ładowarka lub w tajemniczych okolicznościach zniknęły kluczyki od moto.
No i oczywiście zawsze jakaś torba lub walizka nie chce się domknąć.
Wy też tak macie, czy tylko ja.








Po uporaniu się z bagażem około godz. 08:30 udało się posadzić nasze szanowne zadki na motorkach i ruszyć w drogę.
Na początku drogą A12 ruszyliśmy na zachód by po jakiś 10 km. skręcić w drogę 186 prowadzącą przez Solden do pierwszej poważnej przełęczy Timmelsjoch na wysokości 2509m.
To taka rozgrzewka przed główną atrakcją tego dnia.
Jadąc jeszcze doliną widzieliśmy wysoko nad nami, ośnieżone szczyty gór. Wygląda to niesamowicie i nierealnie. Wystarczyło kilkadziesiąt minut jazdy, by nagle znaleźć się pośród śniegu w środku lata !














W naszej ekipie jest jeden taki gość, który pomimo bariery językowej dogada się chyba nawet z Eskimosem.
W tym przypadku na celownik wziął Włochów. I już rozkwita braterstwo polsko- włoskie.




cdn.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mariusz
Triumph Street Triple R



Dołączył: 25 Lis 2008
Posty: 2020
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:54, 12 Sty 2014    Temat postu:

thomas napisał:
Drobne sprostowanie dotyczące czasu przejazdu(...)
Generalnie można przyjąć, że pokonany dystans w pierwszym dniu wynosił około 1100 km.
Dokonałem również zmiany wpisu dotyczącego czasu przejazdu. W pierwszej wersji było prawie 11 godz. Ta wartość dotyczy samej jazdy - bez przerw.
Według mnie, właściwym "parametrem" jest czas od rozpoczęcia wyjazdu do momentu dotarcia na miejsce docelowe. W tym przypadku było to 15 godz. 40 min.
Postaram się zwracać większą uwagę na takie drobiazgi.


Zauważyłem ten pierwszy wpis i mnie to torche przeraziło, tzn czas przejazdu, biorąc pod uwagę, że robiliście przewy na tankowanie i odpoczynek. Wtedy średnia prędkość musiałaby być naprawdę wysoka, a na sportach nie jechaliście plus jeszcze samochód Wink (1)

No ale skoro sprostowaleś to czekam na ciąg dalszy i zdjęcia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thomas




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bełchatów

PostWysłany: Nie 19:08, 12 Sty 2014    Temat postu:

Na BMW K 1600 GTL taka średnia byłaby do zrobienia.
Sprzęt łączący komfort i szybkość.

Teraz mam tylko komfort. Cool

Nad szybkością pracuję. Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thomas




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bełchatów

PostWysłany: Nie 21:01, 12 Sty 2014    Temat postu:

Wracając do tematu.


Wjazd na Timmelsjoch był swego rodzaju rozgrzewką. Droga na przełęcz nie była zbyt trudna technicznie i pozwalała na wyczucie maszyn w coraz ciaśniejszych zakrętach.
Na szczycie dokuczał nam jedynie odczuwalny spadek temperatury ale jednocześnie rozgrzewała nas duma z osiągniętej wysokości.
Byliśmy w tym momencie o kilka metrów wyżej niż najwyższy szczyt w Polsce a to dopiero początek zabawy przewidzianej na ten dzień.
Po drugiej stronie przełęczy mamy już Włochy. Jakość drogi może minimalnie się pogorszyła ale za to widoki były coraz bardziej niesamowite.
Zieleń austriackich dolin zniknęła całkowicie a w to miejsce pojawiły się posępne góry z mrocznymi tunelami. Taki Mordor z Władcy Pierścieni we włoskim wydaniu.
No, przynajmniej ja to tak widziałem.










Z Timmelsjoch zjeżdżaliśmy drogą SS44bis do San Leonardo In Passiria by tam skierować się do Merano-Meran gdzie wjechaliśmy na drogę SS38 prowadzącą do miejscowości Ponte di Stelvio, czyli początku podjazdu pod najważniejszą przełęcz tego dnia.
Po drodze trzeba było zatankować maszyny by zacząć podjazd z zapasem wachy. Jadąc w takie góry nie ma sensu spoglądać co chwila na wskaźnik poziomu paliwa, są ciekawsze widoki.
Czas ruszyć na podbój Stelvio!
Już początek podjazdu dał nam do zrozumienia, że nie będzie tak łatwo.
Nawroty były coraz ciaśniejsze a nachylenie drogi coraz większe.





Przed ostatecznym atakiem na przełęcz postanowiliśmy na chwilę zatrzymać się, by nabrać sił i odwagi.
Dziewczyny zaczęły naukę gwizdania na palcach - podobno dzięki temu lepiej znosi się gwałtowną zmianę ciśnienia, wynikającą z pokonania dużej różnicy wysokości w krótkim okresie czasu. Laughing

A jak naprawdę z tą "nauką gwizdania" było, wyjaśni pewien "szczegół" trzymany w prawej dłoni przez Janka na zdjęciu poniżej.



A to zapowiedz głównej atrakcji dnia.
Widok od strony wschodniej, najczęściej fotografowanej i najbardziej rozpoznawalnej.






Wjazd na szczyt wymagał sporej uwagi i koncentracji. Nawroty po 180° były tak ciasne, że tylko zwroty w lewo można było wykonać utrzymując się mniej więcej na własnym pasie ruchu.
Przy agrafkach w prawo, nawet jadąc skuterem musiałem zjechać na lewy przed pas by w miarę bezpiecznie wyrobić się w zakręcie. Cały czas trzeba było bardzo uważać na pojazdy jadące z góry. A ruch był spory.
Ten podjazd dał chłopakom mocno "popalić". Ostre nawroty, minimalna prędkość jazdy, dwie osoby z pełnym bagażem na pokładzie, nie mieli lekko.
Ale najbardziej zadziwiła mnie swoją jazdą Aneta. Sama w aucie na tak ciasnej drodze. Lekko się obawiałem czy da radę wjechać bez kłopotu. Czy nie przypali sprzęgła, nie przerysuje boku na mijance.
Nic takiego się nie stało, pojechała koncertowo.
Wszyscy szczęśliwie dotarliśmy na szczyt.


cdn.


Ostatnio zmieniony przez thomas dnia Pon 1:58, 13 Sty 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
thomas




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bełchatów

PostWysłany: Czw 21:42, 23 Sty 2014    Temat postu:

Wdrapaliśmy się na wysokość 2757m n.p.m.
Podczas podjazdu skupialiśmy się bardziej na drodze i otwierającą się panoramę gór mogliśmy docenić dopiero na szczycie po zaparkowaniu maszyn.
Trzeba przyznać, że widok robi wrażenie, szczególnie przy tak sprzyjającej pogodzie jaka nam się trafiła.
Po krótkim odpoczynku czas na obchód straganów z pamiątkami i zakup okolicznościowych naklejek potwierdzających wjazd na przełęcz.
Niestety nie mieliśmy zbyt wiele czasu na szwendanie się po okolicy. Przed nami jeszcze droga nad jezioro Como i poszukiwanie bazy noclegowej.
Jeszcze tylko kilka fotek na pamiątkę i trzeba ruszać w dalszą drogę.








Druga strona przełęczy też wyglądała ciekawie. Jednak ilość zakrętów i różnica poziomów nie robi już na nas takiego wrażenia.
Muszę jeszcze wspomnieć o innych uczestnikach ruchu na drodze. Najbardziej zaskoczyła mnie ilość kolarzy na trasie. Zdobyć przełęcz po wielogodzinnym i mozolnym wysiłku, to dopiero jest wyczyn.
Sam nabrałem ochoty na wjazd swoim rowerem, jednak mało prawdopodobne bym to kiedyś zrealizował. Największy kłopot byłby z dostarczeniem w okolice Stelvio własnego roweru.
Myślę, że z samym podjazdem dałbym sobie radę (jeszcze "jakąś" kondycję posiadam).
Oczywiście na trasie przeważają motocykle. I to najróżniejsze a właściwe to powinienem napisać "najróżowniejsze" Smile






Z przełęczy obraliśmy kierunek na Bormio, by tam drogą SS38 (jadąc przez Sondrio i Morbegno) dotrzeć do jeziora Como. W tym właśnie miejscu podjąłem dość niefortunną decyzję dotyczącą noclegu.
A było to tak.
Nad jezioro dotarliśmy w okolicach miejscowości Colico. Do wyboru miałem: kierunek północny, gdzie miałem namiar na jeden camping lub kierunek południowy gdzie miałem namiary na cztery (może pięć) campingów. W tym miejscu trzeba było podjąć decyzję w którą stronę jedziemy. Mój wybór padł na kierunek południowy. No i zaczęło się!
Pierwszy namiar - brak wolnych miejsc.
Drugi namiar - brak wolnych miejsc.
Trzeci - standard campingu odpowiadający epoce "wczesnego Gierka" i brak miejsca dla całej grupy.
Czwarty - podobnie
Zaczęło się robić nieciekawie. Dzień zbliżał się do końca a my już dość mocno zmęczeni drogą nie mamy widoku na nocleg. Brałem już pod uwagę podzielenie grupy i łapanie tego co jest, by tylko znaleźć jakieś łóżko. Pozostał mi ostatni namiar na camping umiejscowiony w południowym skrawku jeziora w okolicy miasta Civate.
Z ledwo tlącą się nadzieją na zakończenie tułaczki dotarliśmy do bramy ośrodka. W ciasnej recepcji nagle rozbłysła nieskrywana radość - jest wolny domek dla sześciu osób.
Co prawda wnętrze okazuje się dość ciasne z piętrowymi łóżkami, jednak to nie pora na jakiekolwiek grymasy i bierzemy chałupkę na jedną noc za 100 eurasów. W dodatku, pizzeria na campingu już po czasie w którym normalnie kończy działalność, przyrządza specjalnie dla nas kolację.
Tak właśnie kończy się ten etap podróży, obfitujący w zaplanowane i nieprzewidziane atrakcje.
Jutro też jest dzień.






cdn.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.exb.fora.pl Strona Główna -> USTAWKI, zloty, imprezy motocyklowe oraz inne wypady Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin