www.exb.fora.pl

thomas

No, to zasadnicze cele tej ekspresowej wycieczki zaliczone : Grossglockner i Wenecja.

Teraz czas przygotować się do powrotu.
Już na początku mieliśmy pewien kłopot związany z czasem, w którym otwierana jest brama wjazdowa kempingu.
Ze względu na dystans do pokonania w drodze powrotnej (1100-1200 km) musieliśmy wystartować dość wcześnie. Przynajmniej o piątej rano. A tu okazuje się, że brama otwierana jest dopiero o godz. siódmej.
W dodatku do tego czasu obowiązuje cisza nocna i obsługa ośrodka na wieść o tym, że tak wcześnie rano ktoś chce odpalać silniki w motocyklach i hałasować, była lekko zdegustowana.
Udało się nam jednak dogadać, co nie było łatwe biorąc pod uwagę słabą znajomość języka angielskiego i zerową włoskiego.
My obiecaliśmy, że wypchniemy za bramę motocykle bez odpalania pieców i małego piecyka, właściwie to farelki w moim skuterze ( no ten to narobiłby hałasu ), a pracownicy kempingu, że klucze od bramy będą u osoby pilnującej ośrodka na nocnej zmianie, która wypuści nas o umówionej porze.

I tak w niedzielę 10 czerwca 2012 roku po szybkim śniadanku i porannej rozgrzewce związanej z wypychaniem sprzętów, byliśmy gotowi do drogi.

Podczas całej dotychczasowej wycieczki, pogoda dopisywała bez zarzutu.
Jednak właśnie ten aspekt miał wkrótce ulec zmianie.
Już szykując się do powrotu mieliśmy informacje o możliwych opadach. Takie wieści nie napawają optymizmem gdy ma się do pokonania ponad tysiąc kilometrów. Ale co zrobić ? Trzeba jechać.
Przygotowaliśmy sobie tylko przeciw-deszczówki, które do tej pory były głęboko schowane.
Pierwszych kilka setek śmignęliśmy przy całkiem fajnej pogodzie. Dopiero w Austrii zaczęło lekko padać.
Nic wielkiego, właściwie to zakładanie kombinezonów nie było konieczne, ale tak na wszelki wypadek każdy wrzucił je na grzbiet.

Pogoda w między czasie poprawiła się na tyle, że wszyscy na kolejnym postoju pozbyli się tego okrycia.
I to był błąd!
Będąc już na terenie naszego rodzimego kraju na niebie zaczęły pojawiały się coraz cięższe chmury. Sam nie wiem dlaczego przy pierwszej okazji nie założyłem przeciw-deszczówki.
Być może, to kolejne przejechane kilometry i narastające w związku z tym zmęczenie przytłumiło moją czujność, doprowadzając mnie do totalnego przemoczenia.
Nawet podczas wyjazdu do Hiszpanii, gdzie prawie połowę drogi pokonałem w deszczu, tak nie przemokłem jak podczas tego powrotu.
W dodatku ze względu na remonty dróg trzeba było szukać objazdów, co spowodowało zgubienie właściwego kierunku i chwilowe kręcenie się wokół "własnego ogona".

Całe szczęście miałem w bagażu zapasowe ubrania. Przy okazji kolejnego tankowania zrzuciłem z siebie przemoczone motocyklowe ciuchy i wskoczyłem w suche odzienie.
Oczywiście tym razem wbiłem się w przeciw-deszczówkę, której nie zdejmowałem już do końca drogi.
Tym bardziej, że opady towarzyszyły nam do samego Bełchatowa.

Ostatnie kilometry były bardzo ciężkie. Jechaliśmy już nocą w nieustającym deszczu i coraz większym zmęczeniu.
Przyznam się, że ten odcinek dał mi popalić.
Tak naprawdę to wszyscy dostali w kość.

Jednak wbrew wszystkim przeciwnościom losu o godzinie 22:30 dotarliśmy cali i zdrowi do domu.
Tego dnia w czasie 17 godz. nawinęliśmy na koła 1193 km.
A podczas całej wycieczki 2546 km.

Na koniec chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom tej wycieczki za miłe towarzystwo.
Ekipa okazała się zgranym zespołem.

c d n ???